- 218. Zapamiętaj tę liczbę. Jestem częścią Ciebie Gabrielu. Czymś dawno zagubionym.
Tchnieniem i wykonawcą Woli.
Zwieńczeniem każdego Twojego dzieła. - Jej aksamitny,
ciepły głos wybrzmiewał w ciemnościach świątyni. Wbijała we
mnie swoje ślepia, leżąc na marmurowym ołtarzu. Nawet z drugiego
końca kościoła poczułem na sobie jej błękitny, kryształowy
wzrok. Wspaniale współgrał z zimnym powiewem wiatru.
Powolnym krokiem zbliżałem się w stronę mojej
Walkirii. Stąpałem pośród połamanych ławek, popękanych podłóg
oraz rozbitych witraży. Odpalając papierosa zapytałem.
- Gdzie jesteśmy?
- To miejsce było święte. Ale musiałam je zniszczyć aby postawić nową świątynie. Zbudować nowy porządek. Należę do tego miejsca , zawsze możesz mnie tutaj znaleźć.
Kilka leniwych kroków i ołtarz jest na wyciągnięcie ręki.
Pierwszy schodek. - Dzwon zaczyna wybijać pełna
godzinę.
Drugi. - Wypuszczam papierosowy dym i rzucam
niedopałek pod nogi.
Trzeci. - Ściągam kaptur a mojej twarzy dotykają
już zimne dłonie.
A zaraz po tym wilgotne, rozgrzane usta dotykają
moich.
Tak łapczywie ich kosztowała.
W momencie gdy niemal wgryzała się w moją wargę,
rozdarłem jej szaty.
Cicho szeleszcząc zsunęły się po jej bladej
skórze.
Ponownie usiadła na ołtarzu i przyciągnęła mnie
bliżej.
Wyciągnąłem sztylet z tylnej kieszeni i rozciąłem
swój palec.
Krwią naznaczyłem na jej piersi symbol
nieśmiertelnego węża.
Uroborosa.
Z zakamarków dobiegło wyraźne syczenie, a po
chwili wijące się stworzenie wpełzło na krzyż, stojący zaraz za
nami.
Cały świat wydawał się drżeć przed aktem Woli.
Lodowaty chłód jej oczu zastąpił żywy ogień.
Ostrze wysunęło się z dłoni i upadło hałaśliwie,
a ona jęknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz