5/08/2014

Visio: Pani Creo (I)




- 218. Zapamiętaj tę liczbę. Jestem częścią Ciebie Gabrielu. Czymś dawno zagubionym.
Tchnieniem i wykonawcą Woli.
Zwieńczeniem każdego Twojego dzieła.  - Jej aksamitny, ciepły głos wybrzmiewał w ciemnościach świątyni. Wbijała we mnie swoje ślepia, leżąc na marmurowym ołtarzu. Nawet z drugiego końca kościoła poczułem na sobie jej błękitny, kryształowy wzrok. Wspaniale współgrał z zimnym powiewem wiatru.
Powolnym krokiem zbliżałem się w stronę mojej Walkirii. Stąpałem pośród połamanych ławek, popękanych podłóg oraz rozbitych witraży. Odpalając papierosa zapytałem.
- Gdzie jesteśmy? 
- To miejsce było święte. Ale musiałam je zniszczyć aby postawić nową świątynie. Zbudować nowy porządek. Należę do tego miejsca , zawsze możesz mnie tutaj znaleźć.
Kilka leniwych kroków i ołtarz jest na wyciągnięcie ręki.
Pierwszy schodek. - Dzwon zaczyna wybijać pełna godzinę.
Drugi. - Wypuszczam papierosowy dym i rzucam niedopałek pod nogi.
Trzeci. - Ściągam kaptur a mojej twarzy dotykają już zimne dłonie.
A zaraz po tym wilgotne, rozgrzane usta dotykają moich.
Tak łapczywie ich kosztowała.
W momencie gdy niemal wgryzała się w moją wargę, rozdarłem jej szaty.
Cicho szeleszcząc zsunęły się po jej bladej skórze.
Ponownie usiadła na ołtarzu i przyciągnęła mnie bliżej.
Wyciągnąłem sztylet z tylnej kieszeni i rozciąłem swój palec.
Krwią naznaczyłem na jej piersi symbol nieśmiertelnego węża.
Uroborosa.
Z zakamarków dobiegło wyraźne syczenie, a po chwili wijące się stworzenie wpełzło na krzyż, stojący zaraz za nami.
Cały świat wydawał się drżeć przed aktem Woli. Lodowaty chłód jej oczu zastąpił żywy ogień.
Ostrze wysunęło się z dłoni i upadło hałaśliwie, a ona jęknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz