5/01/2014

Visio: Yggdrasil

Droga w środku lasu jak moje przeznaczenie, wydaje się bez końca.
Bez nadziei na odnalezienie się w ciemności.
Nieubłaganie, z każdą minutą dzień dobiega końca. Echa wyjących wilków grzmiały w moich uszach. Wydawały się jednak przyjazne. Modliły się za mnie do księżyca.
Kruki przewracając oczami obserwują mnie. Nie jak szpiedzy, lecz jak opiekunowie.
Duchy drzew szepczą do mnie i szeleszczą.
Zimny wiatr zawiewa włosy na twarz i próbuje zerwać kaptur. Droczy się ze mną.
Wszystko jest jak ceremoniał. Mistycznie przygotowuje mnie na coś co zaraz się wydarzy.
Koniec drogi. Podniosłem swój czerep i wzniosłem zmęczone, przekrwione oczy do góry.
Przede mną rozpościera się ogromna polana. Na samym środku rośnie jesion.
Podnoszę głowę jeszcze wyżej. Drzewo sięga nieba.
Jego koronę zasłaniają chmury.
Nieznany głos szepcze - Yggdrasil.
Padam na kolana. Resztkami sił widzę na drzewie postać. Zawieszoną do góry nogami. Przebitą włócznią i krwawiącą.
Głos wyszeptał ponownie - Yggdrasil.
Zamknąłem oczy - Ygdrassssil - Przeciągnął, sycząc i charcząc demonicznym głosem.
Głos wciąga mnie pod ziemię.
Korzenie oplatają moje kończyny, wiją się niczym węże. Wchodzą do ust i nozdrzy. Pochłaniają mnie.
Soki które płyną w drzewie dudnią i szumią mi w uszach, a bicie mojego serca nadaje im rytm.
Zapada cisza długa i niczym nie przerwana.
Nie słyszę krwi pulsującej w moich żyłach, nie czułem własnego oddechu.
- Umarłem? - Spytałem sam siebie w myślach.
- Nie. To dopiero początek. - Odpowiedział ciepły, kobiecy głos.
Moje ciało przeszedł błogi dreszcz.
A cisze zastąpiło dudnienie deszczu oraz bicie piorunów. Odzyskując świadomość własnego ciała poczułem przebitą pierś i związane nogi. Świat zawirował gdy otwierałem oczy. Zdałem sobie sprawie, że wiszę na drzewie. Tym samym, pod którym stałem przed chwilą.
Dłuższą chwilą, zważywszy na słońce, które biło w moje oczy. W mojej klatce piersiowej tkwiła złota włócznia.
Chwyciłem ją próbując ją wyciągnąć. Ubiegła mnie jednak postać, która chwilowo zasłoniła słońce.
Delikatna dłoń szarpnęła tkwiącą we mnie broń.
Wrzasnąłem opętańczo, a krew chlapnęła na moją twarz skierowaną w stronę ziemi.
Rana mimo to zasklepiła się natychmiastowo.
Mój wzrok zawiesił się teraz na lewitującej nade mną, kobiecie drobnej postury.
Trzymała w dłoni włócznię którą przed chwilą wyrwała z mojego ciała. Utrzymywała się w powietrzu na złocistych, eterycznych skrzydłach.
Jej krwistoczerwona, cieniutka szata przepasana jedynie złotym sznurem, powiewała odkrywając od czasu do czasu idealnie zbudowane ciało. Jej blond włosy zasłaniały oczy.
Po kilku minutach wpatrywania się we mnie powiedziała.
- Witaj nowonarodzony. Witaj Gabrielu.
Uśmiechnęła się do mnie.
Podleciała bliżej chwyciła mnie za rękę i rozcieła sznur. Jej skrzydła oplotły moje ciało i zanim się obejrzałem stałem twardo na ziemi.
Popatrzyłem raz jeszcze na Nią. Wydała mi sie znajoma. Tak piękna i tak mordercza.
Zamiast oczu dwa szafirowe okruchy nieba, oślepiające śmiertelników.
Ale jej imie było niewypowiedziane do tej pory.
Oto moja Walkiria.
Oto moja bogini, gotowa zginąć razem ze mną w walce.
Oto krwawa zemsta i ukojenie
Największa moja miłość.
.
.






Here, in the forest,
      dark and deep,
I offer you,
      eternal sleep.


Rotlaust Tre Fell Rotlaust Tre Fell

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz