7/11/2014

Visio: Void (II)

Nieznośna, wszechogarniająca cisza sprawiała, że słyszałem jedynie bicie własnego serca.
A myśli były jak igły wbijające się w umysł strumieniami.
- Zatrzymaj je. Skup się na środku wszechświata, którym jesteś.
Charyzmatyczny głos zagrzmiał, niczym kościelny dzwon.
- A teraz otwórz oczy.
Poczułem się bezbronny, niczym szczenię. Niczym małe dziecko prowadzone za rękę.
Prowadził mnie głos czegoś co nie istniało.
To nie-istnienie już dawno zakorzeniło się w moim umyśle, jeszcze zanim sie urodziłem, a teraz dawało upust swoim mocom zbieranym przez lata.
Wszystko to czym nie byłem było w nim, oraz wszystko to czym mógłbym się stać, kiedykolwiek.
Wreszcie objawił się we własnej osobie.
Void.
Pan otchłani.
Siedzący w każdym z nas, przebiegły i podstępny.
Polimorficzny i bezkształtny jednocześnie.
Wystawiający na próby, surowy, śmiertelnie poważny, lecz sprawiedliwy.
- Na Drzewie Wieczności umarłeś i zmartwychwstałeś.
Twoja Wola była na tyle silna aby przezwyciężyć nieustający proces natury. Ta sama siła która utlenia metale i inne substancje, postarza wszystko co żyje i sprawia, że umierasz.
Z każdym dniem stajesz się coraz bardziej martwy.
Pokarz mi jeszcze raz świadomie, że potrafisz manipulować najbardziej nieubłaganą siłą w ludzkim świecie.
Dymiąca się postać wskazała na drzwi, które pojawiły się za moimi plecami.
Poza nimi wciąż nie istniało zupełnie nic.
Podniosłem się i pociągnąłem za klamkę.

* * *

W otchłani nie ma życia, nie ma też śmierci.
Na końcu tej ścieżki zdobędziesz ich władzę i posłuszeństwo.
Porzuć nadzieję.
Porzuć wszystkie Twoje słabości.
Porzuć ciało.
Porzuć samego siebie i podążaj za mną. 

* * *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz