9/25/2016

II

   Ciemność pod moimi powiekami zaczęła się rozprzestrzeniać, jak tusz rozlany w szklance wody.
Błądząc myślami w otchłani, umysł natrafia na zlepki wspomnień. Obrazy, symbole.
Bezsensowne, bez ładu. To jak burza, gwałtowny, wirujący chaos.
- Zaczynamy. Zaczynamy od nowa młody. - Syknął głos w mojej głowie. - Poproś o łaskę i zejdź do mnie.
Mglista wizja wyostrzyła się.
Wszystko tutaj jest zbudowana jedynie z mojej myśli. Tylko wola podtrzymywała stałość podłogi, ścian, sufitu, krawędzie tej rzeczywistości wydają się w każdej chwili rozejść się i nie tworzyć już trójwymiarowej przestrzeni. Wszystko jest szare i bez wyrazu, ornamenty ozdabiające całe pomieszczenie, żyrandole, które powinny świecić ale coś dusi ich światło.
- Mdłe uczucie w ustach i dźwięk bijącego serca, nie jesteś w stanie tego znieść, prawda ? Kręci Ci się w głowie. Zaraz zemdlejesz. Jesteś słaby. - Rozbrzmiał chichot. - Jesteś tylko obserwatorem. Nie masz tutaj żadnej władzy, więc pozwól, że pokażę Ci to czego szukasz.
Na podłodze pojawił się ciemno fioletowy płomień. Powoli unosi się nad ziemię. Jego języki delikatnie tańczą w powietrzu. Jego rdzeń jest czarny. Wygląda jak najczarniejszy punkt w tym wszechświecie. I nim jest.
   W ułamku sekundy zapada się w sobie, wydając metaliczny dźwięk i eksploduje rozbijając całą przestrzeń w błyszczący pył, która skrywała pod sobą cały kosmos. Nie jeden, nie dwa. W tym miejscu, pod moimi stopami i nad moją głową spotykały się wszystkie drogi przeznaczenia. Przenikały się. Gwiazdy i planety, mgławice, wszelkie ciała niebieskie, były i nagle znikały, a na ich miejsce pojawiał się nowe. Obrazy nakładały się na siebie, gdziekolwiek nie spojrzałem.
Byłem na samym dnie ludzkiej duszy. I to nie wróżyło dobrze. Zajrzałem do Systemu własnoręcznie, bez jego operatora ani jego umiejętności.  
- FATE TU NIE MA ! - Ryk nie policzalnej ilości demonów uderzał zewsząd. Upadłem na ziemię, lub to co miało ją imitować. 
- Otwórz oczy. Jestem częścią CIEBIE ! - Wtedy nie wiedziałem co to oznaczało. Ale nie zamierzałem się sprzeczać. Nikt z was - czytających - nie śmiałby. Więc otworzyłem oczy i znów stałem na nogach mimo, że się nie podniosłem. To miejsce nie miało góry ani dołu. Ciężko się poruszać, kiedy nie ma się punktu odniesienia.
  Odwróciłem się za siebie. Ujrzałem czarnego węża o czerwonych, płonących oczach.
Ryknął raz jeszcze otwierając paszczę prosto na mnie oraz rozkładając swój kołnierz zaraz za ogromnym kolczastym czerepem. Jego łuski przypominały obsydian, można było się w nich przejrzeć lecz zawsze pokazywały rzeczywistość w cieniu.
Starożytny Apofis, Bogini Tiamat, Rozszalały Chaos... Patrzałem na Diabła we własnej osobie. A on patrzał na mnie. Zaczął krążyć dookoła.
- Jestem tu uwięziony, Dlaczego ? Dlaczego nie pozwolisz mi czegoś zniszczyć ? DLACZEGO NIE ROZPĘTASZ PIEKŁA !? - Jego oczy buchnęły ogniem.
- Bo nie jest gotowy. - Rozbrzmiał głos Fate. Widziałem ją z bardzo daleka ale dźwięk rozchodził się tutaj doskonale. Wzniosła ręce i uniosła się w powietrze.
Czerwone pierścienie otoczyły dziewczynkę. Przemówiła niewypowiadalnym językiem i zakreśliła w przestrzeni zaklęcie, tak naturalnie jakby grała na jakimś instrumencie.
- Zabierz go Mercy. - W tym momencie zobaczyłem smugę światła, lecącej w moją stronę. Szata anielskiej postaci wyszywana złotymi nićmi zostawiała błyszczącą poświatę. Na jej nadgarstkach oraz na szyi wisiały krzyże. Srebrne, złote, drewniane kamienne. O różnej wielkości i różnym kształcie.
Usłyszałem pisk w uszach i uderzenie zimnej dłoni Mercy w moje czoło. Przewróciła mnie i przycisnęła do ziemi wybudzając z transu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz